Abyśmy zbytnio nie nudzili się opalając nasze ciałka na plaży jeździliśmy na różne wycieczki. Pierwszą naszą wycieczką było Jeep Safari. Była ona gratisowa w ramach wykupionej przez nas wycieczki do Luksoru. Jechaliśmy 3 jeepami po 8 osób każdy. Podczas jazdy okazalo się, że mimo iż z nami jedzie dwoje dzieci, to nasz kierowca wybierał najbardziej strome łachy piachu i jechał najszybciej - do 90 km/h po pustyni (a po ulicy do 140! ).
Pustynia Wschodnia , na której my byliśmy jest żwirowa , płaska ale i górzysta. Góry to głównie piaskowce i iły, na które próbowaliśmy się wspinać . Tylko gdzieniegdzie w niektórych miejscach jest nawiany przez wiatr bardzo drobniutki piasek, po którym zbiegaliśmy na bosaka , co zostało utrwalone na kasecie video :) - do obejrzenia po wcześniejszym umówieniu się. Kierowca jadąc po pustyni aby nie zabłądzić kierował się specjalnie ułożonymi kamieniami-drogowskazami . W końcu zobaczyliśmy fatamorganę, która jest nie tylko złudzeniem optycznym, ale wychodzi i na zdjęciach , i na taśmie video! Także do obejrzenia, ale za dodatkową opłatą :)) Po wejściu na dach jeepa (najpierw Marek potem Agusia) lub po kucnięciu znika złudzenie fatamorgany!
Po wjechaniu dwadzieścia kilka kilometrów wgłąb pustyni dotarliśmy do wioski beduinów , którzy na powitanie poczęstowali nas herbatą . Beduini to ludzie, którzy nie uznają żadnych granic, praw ustanowionych przez władze, żyją z tego co znajdą na pustyni (ale i nie tylko). W wiosce obowiązkowo jest meczet , piekarnia , w której robi się placki-chlebki z wody, mąki i soli oraz studnia , która położona jest poza wioską. Każdy podróżny może skorzystać z wody, ale nie ma prawa wejść na teren wsi. Takie jest prawo beduińskie. Koło studni rośnie jedyny w promieniu kilku kilometrów rododendron . Studnia została wykopana przez państwo, więc jest głęboka i ocembrowana i służy beduinom już ponad 30 lat (zwykle ręcznie kopana studnia starcza na 3-5 lat i beduini muszą się przeprowadzać). My jako wycieczka mogliśmy nie tylko wałęsać się po całej wiosce, ale także zaglądać do ich domów , jeść obiad-kolację w największym ocienionym domku-altanie oraz wziąć udział w 'dyskotece' na której beduini śpiewali, klaskali i przygrywali na bębenku. Oto co to pieniądze robią z odwiecznymi tradycjami i żelaznymi zasadami! Domy beduińskie wyglądają jak u nas siedziba meneli. Zamiast drzwi wisi płachta materiału, łóżka składają się z kilku warstw materiałów leżących na poustawianych obok siebie skrzynek po koka-koli. Na ścianach rolę półek pełnią odpowiednio zawieszone worki jutowe, a podłogą jest po prostu ubite klepisko. Większość naczyń zrobionych jest z poucinanych, plastikowych butelek, starych opakowań lub zniszczonych garnków. Jednym zdaniem: strach byłoby dotknąć czegokolwiek, ale beduini są czyści, nie śmierdziało od nich (kilkakronie w ciągu dnia muzułmanie muszą dokonywać ablucji - jest to nakaz ich religii). Mieliśmy możliwość zapalenia sziszy czyli fajki wodnej. Marek tak się rozpalił, że wypalił prawie całą. Ale prawdę mówiąc palenie nie jest takie smaczne, za to dym z tej fajki pachnie bardzo ładnie. Nasza pachniała jabłkami, ale tak wspaniale i słodko, że możnaby było wąchać ten dym przez cały czas. Pojeździliśmy sobie na wielbłądach , które wcale nie śmierdziały wbrew powszechnie słyszanym opiniom. Były bardzo czyste i zadbane, i nie pluły :) Zawarliśmy znajomość z pewnym beduinem i Agusia dowiedziała się nawet pewnych szczegółów anatomicznych o wielbłądach. Jak już Słońce było nisko weszliśmy na punkt widokowy - górę obok wioski i podziwialiśmy widok na obóz i zachód Słońca. Mieliśmy szczęście - obok podziwiała go lokalna (egipska) sex-piękność, gwiazdka filmów 'dla doroslych' :)
Wracając do hotelu nasz kierowca pędził przez pustynię z wyłączonymi światłami (chwilowo) lub gasił je tuż przed bardzo stromym podjazdem (albo zjazdem) z góry piachu. Gdy oddaliliśmy się sporo od wioski beduinów, a do miasta było jeszcze daleko, tak że nie było wogóle widać żadnych sztucznych świateł, zatrzymaliśmy się i wysiedliśmy z jeepów. Doświadczaliśmy "egipskich ciemnosci". Dookoła nas było ciemno, niebo czarne, ale upstrzone gęsto gwiazdami. Droga Mleczna była bardzo dobrze widoczna. Gwiazdy były inne niż na naszym, polskim niebie. Od razu widoczny był Pas Oriona i mocno świeciła Wenus. Nie spodziewaliśmy się, że jest tyle widocznych gwiazd na niebie, ile tam zobaczyliśmy! Wniosek: "egipskie ciemności" to czarne niebo z mnóstwem gwiazd! :)

<- WSTECZ


Copyright by GUSIEK © 2000